Na pierwszym planie otwarta kolumnada. Adam jako Faraon, młody, jaśniejący, zasiada na tronie. Obok Lucyfer jako jego minister. W sugerującym respekt oddaleniu wspaniały orszak. Na planie dalszym niewolnicy pracują przy budowie piramidy pod przewodem nadzorców, którzy pilnują ładu za pomocą biczów. Jasny, pogodny dzień.
LUCYFER
O panie! Naród zatroskany,
Pokornie ci ofiarujący własną krew,
O niepokoju pana pyta powód.
Czemu, miast wsparty o poduszki tronu
Czuć błogie, słodkie ukojenie,
Nie znasz spoczynku ni wytchnienia?
Czemu, wyrzekłszy się uroków dnia
I nocy zażywając w snów rojeniach,
Ciężaru wielkich planów swych
Na barki niewolników wiernych nie przerzucisz?
Masz pełnię władzy, pełnię chwały na tym świecie,
Rozkosze, jakie tylko może człowiek znieść!
To ciebie zowią panem skarbów ziemi,
Tysięcy krajów, których kwiatów woń,
Słodycz owoców, gdy dojrzeją
Jedynie tobie służyć chcą;
Tysiące kobiet tobie ślą westchnienia;
Wysmukła piękność jasnowłosa
Lekka i wiotka jak rozkoszy dech,
Brunatne dziewczę o zmysłowych wargach
I ogniu w czarnych iskrach ócz:
Wszystkie są twoje. Twe skinienie
To dla nich przeznaczenie, los.
Marzenie ich - twoje minuty rozweselać.
ADAM
To wszystko serca mi nie zaspokoi.
Cóż wart jest wymuszony hołd?
Nie o to przecie zwykłem walczyć.
Ale przez dzieło, które tworzę,
Wierzę, że wreszcie uchwyciłem jedną z dróg,
Co mnie zawiedzie do wielkości.
Sama natura sztukę tę podziwia,
Eonom przekazując imię me.
Nie zwalą tego burze czy trzęsienie ziemi,
Mocniejszy człowiek niźli każdy bóg.
LUCYFER
Powiedz mi prawdę, Faraonie:
Czy w opętaniu swym znalazłeś szczęście?
Czyś jest szczęśliwy? Rzeknij prawdę mi,
Złożywszy dłoń na sercu.
ADAM
Nie. Czuję pustkę wciąż nienasyconą.
Lecz niech się staje. Chodzi nie o szczęście.
Sława jedynie niech rozjaśnia dumny czyn.
Niech tylko lud nie podejrzewa prawdy,
Niech nie współczuje w męce mej.
LUCYFER
A gdybyś kiedyś się przekonał,
Że próżny, czczy i krótki chwały bywa czar?
ADAM
To niemożliwe.
LUCYFER
No, a jeśli jednak?
ADAM
Wtedy umrę, a umierając przeklnę świat,
Który nastanie po mej śmierci.
LUCYFER
O nie. Nie umrzesz nawet, jeśli się przekonasz.
Na nowo zaczniesz dzieło swe.
Jeden z pracujących niewolników był tak bity przez dozorcę, że oszalały i jęczący, ścigany, wdziera się w kolumnadę i pada złamany u stóp tronu.
NIEWOLNIK
Pomocy, panie!
Ewa, jako żona Niewolnika, wyrywa się z gromady pracujących i z bolesnym okrzykiem słania się na leżące, zbroczone krwią ciało męża.
EWA
Nie proś go na próżno,
Tego, co cierpień z nikim nie podzielał,
On nie wysłucha błagań twych.
Cierpienie głuche jest,
A tron jest za wysoko.
Zawołaj mnie, gdy ciebie smaga bicz,
Osłonię cię swym ciałem!
ADAM
do dozorców, którzy przybiegłszy w ślad za Niewolnikiem i Ewą, chcą ich odciągnąć od stóp tronu
Zostawcie! Precz stąd! Precz!
Dozorcy oddalają się.
Co za nieznane mną uczucie miota!
Kto ta kobieta, skąd się wziął jej czar,
W proch ściągający faraona,
Ku sobie go wlokący w nędzny pył?
Powstaje.
LUCYFER
To jedna z sieci tych pajęczych,
Które na ciebie rozpiął Pan szydliwy,
Byś, dumny, frunąc niby motyl kolorowy,
Pamiętał o tym, żeś był gąsienicą.
Mocna jest przędza cienkiej pajęczyny,
Wymyka się niedoskonalym palcom rąk,
Tak, że jej zerwać nie potrafię.
ADAM schodzi po stopniach tronu
Nie próbuj czynić tego. Nie,
Ból, który sprawia, staje się rozkoszą.
LUCYFER
Lecz nie przystoi wielkim królom
Cierpliwie znosić taki ból.
ADAM
Więc co należy czynić tedy?
LUCYFER kpiąco
Jedynie to, co każe wiedza:
Zaprzeczyć trzeba jej istnienia -
Tej niewidzialnej sieci więzów,
Jej siły, mocnej jej potęgi.
ADAM
Nie jestem w stanie przeczyć jej.
A jeszcze mniej ochoty mam wyszydzać.
EWA
Krew ci upływa, ukochany,
Spróbuję wstrzymać. Bardzo boli?
NIEWOLNIK
Tak, życie boli, ale już niedługo.
EWA
Nie, nie mów tak! Umierać teraz, gdy
Spotkałeś właśnie mnie dopiero?
NIEWOLNIK
Na cóż się komu taki nada strzęp?
Dźwigać silniejszym kamień na budowę,
Syna, gdy będzie, w jarzmo wprząc,
Umierać wreszcie. Miliony dla jednego!
ADAM
Ach, Lucyferze, straszna mowa ta!
LUCYFER
Konającego słowa gorączkowe.
ADAM
Jak on powiedział?
LUCYFER
Razi cię to, władco?
Muszę powiedzieć, co to za okropność:
Jest o jednego niewolnika mniej.
EWA
Dla ciebie to jest liczba -
Dla mnie cały świat.
Rozpaczy! Któż mnie będzie kochał?
NIEWOLNIK
Ja już nie. Zapomnij, żono, mnie na wieki.
Umiera.
ADAM
Tak, on już nie. Lecz za to ja.
Usunąć szybciej stąd zmarłego!
Słudzy wynoszą zwłoki.
Zbliż się, urocza, tu, do tronu;
Władasz czarami tak, jak ja potęgą mocy;
Musieliśmy się znaleźć raz nawzajem.
EWA
Twa wola, Faraonie - to nasz los!
Nie pragnę twojej się opierać woli,
Lecz zostaw chwilę czasu mi,
A potem zechciej rozkazywać.
ADAM
Nie, nie używaj takich słów!
Czyż państwo me osiąga tylko moc rozkazywania
I nie przekracza granic jej na włos?
EWA
Okaż mi łaskę, gdy już rozkaz twój
Cierpień mi więcej nie przysporzy -
Zmarłemu chyba nie zazdrościsz pierwszej łzy.
O jakże piękny jest umarły, jakże piękny!
Rzuca się na odniesione i zostawione przy wejściu do kolumnady zwłoki.
ADAM
Zmarły i piękny! Co za sprzeczności!
Ten spokój szydzi z naszych wszelkich chceń,
Łagodnie uśmiechając się do naszych szaleństw.
LUCYFER
Niewolnik, który uszedł ci,
Kpi teraz sobie z ciebie, jest mocniejszy
Niż wtedy, kiedy w twoich tkwił okowach.
ADAM
Spokoju pragnie śmierć, a życie chce zaspokojenia.
On już nie czuje łez, a uśmiech twój
Przyprawia mnie o gorycz wyrzeczenia.
Służebnicy wynoszą zwłoki poza zasięg sceny. Adam wprowadza Ewę na tron.
Więc chodź! Na twoim łonie znajdę ukojenie.
Głośny, chóralny krzyk skargi rzesz niewolniczych. Ewa drga.
Co ci się stało, ukochana?
EWA
Czy nie słyszałeś nigdy skargi ludu?
ADAM
Nie, dzisiaj słyszę pierwszy raz.
Niepiękny, prawdę powiedziawszy, dźwięk.
Nie słuchaj go. Pocałuj mnie.
Do Lucyfera.
Uczyń, by zamilkli.
LUCYFER
Nie mogę, to jest prawo ludu,
Wraz z jarzmem przezeń dziedziczone.
Znów skarżący się, donośny krzyk. Ewa wstaje. Adam się podnosi.
ADAM
Ty przecie cierpisz! Mów, niewiasto,
Jak bym ci pomóc teraz miał?
Ten krzyk przeszywa mnie jak błyskawica,
Widzę, że tobie rani serce,
A w czaszce brzmi jak gdyby
Wołanie o ratunek świata.
EWA
Zmiażdż mnie, o królu, ałe wybacz mi;
Krzyk bólu ludu nie da mi spokoju!
Ja wiem, ja jestem tylko twoja rzecz,
Cel mego życia - ciebie móc zabąwić;
Powinnam rzucić i zapomnić to,
Co pozostało i co jest poza mną:
Nędzę i wielkość, marzeń urok, śmierć;
Powinnam szczęście mieć w uśmiechu
I żar namiętny w rozchyleniu warg;
Lecz kiedy wyje, biczowany, milionoręki stwór -
Mój lud -
O plecach, które broczą krwawo -
Czuję się tak, jak gdybym była
Najmniejszym stawem, ciała cząstką
Gromady tej, od której oddzielona
Być przecie dzieckiem nie przestałam.
Tak, serce mi przeszywa ciężki ból.
ADAM
I mnie wraz z tobą. Zmarły wołał:
Miliony giną dla jednego!
EWA
Posępnym wzrokiem patrzysz, Faraonie,
To moja wina. Przepędź mnie lub ogłusz.
ADAM
Z ciebie wytrawny mistrz. Umiałaś
Nauczyć mnie dosłyszeć odgłos nędzy.
Nie chcę na głos ten dalej głuchym być.
Niech wolność znów odzyska niewolniczy tłum!
Cóż warta chwała, sławy złudny blask,
Jeśli spadają na jednego
Za cenę cierpień i zagłady
Rzesz milionowych, w których każda
Istota, choćby najnędzniejsza,
Ma oddech taki sam jak wszystkie;
Miliony razy ból osmaga mnie,
Gdy rozkosz raz się tylko zdarzy.
LUCYFER
Marzyciel z ciebie, wielki panie!
Przez przeznaczenie i przez los
Wyklęty został przecie lud
I przeznaczony być bydlęciem pociągowym
Przy kole, co obraca wszelkich ładów młyn,
Porządków wszelkich i nakazów.
Jeśli obdarzysz go wolnością,
To będzie to strwoniony dar:
Nie zyska nic, poszuka nowych panów;
Pomyśl, że przecie plecy gnąc
Sami przyznają, w swojej uległości,
Że nie stworzeni są do panowania.
Jak mają się oderwać od swych panów,
Gdy sami czują się niewolnikami?
ADAM
A przecież skarżą się i jęczą
Na jarzma klątwę?
LUCYFER
Nieświadomie.
Tak, oczywiście, to ich boli,
Bo każdy pragnie bez swej wiedzy
Dojść do rozkoszy panowania.
To to uczucie, a nie miłość,
Nie bratnia słodycz przywiązania,
Pcha ludzkie masy w te szeregi,
o się pod sztandar buntu kupią.
Lecz to nie dzieje się świadomie.
Ich pędzi wszystkich ku nowemu
Pragnienie zmiany własnych losów,
Nazwijmy to: chęć przekreślenia
Tego, co jest teraźniejszością.
Te masy o tym śnią, że w nowym,
Wcieli się szczęście niewiadome,
I w darze spadnie na każdego.
Lud to głębokie, ciemne morze,
Którego promień nie przebije.
Jedynie fala na powierzchni
Blask połyskliwy odzwierciedla.
Ty jesteś, może, jedną z fal.
ADAM
Dlaczegóż ja?
LUCYFER
Lub ktoś pokrewny,
W kim ludu duch uświadomiony
Przekształca się w zarzewie czynu;
I ten, wolności dumny heros
Spycha cię z wysokości tronu.
Tymczasem nic nie zyska lud -
Zmieni się nazwa, pan zostanie.
ADAM
Z błędnego kręgu twoich idei
Nie można wymknąć się czy ujść.
LUCYFER
A wyjście jest. Przez prosty wybór
Tego, owego spośród nich.
Gdy ich pierścieniem obdarujesz,
Łańcuchem złotym czy czym innym,
Co wszelki pozór ma zabawki,
Powiedz im: Stawiam was nad lud.
Uszlachetnieni, wyście lepsi.
Wtedy uwierzą i w pogardzie
Lud mając, zniosą twą pogardę.
ADAM
Nie, nie kuś mnie kłamnymi pomysłami.
Precz z niewolnictwem! Odtąd wolni są!
Ogłoś to wszystkim, lecz się pośpiesz, proszę,
By było już za późno, gdybym się rozmyślił.
LUCYFER na stronie
Dalej więc, naprzód, z tą zarozumiałą
Pewnością, że to czynisz sam, gdy pcha cię przeznaczenie.
Odchodzi.
ADAM wskazując piramidę
A to niech trwa nieukończone,
Kto chce wielkości, tego niech ostrzeże
Jak wielki zapytania znak,
Wpisany ponad mocą naszą i słabością!
Z zewnątrz dochodzą gwałtowne okrzyki burzliwej radości, gromada robotników rozpryska się, Lucyfer powraca.
Uciesz się ludu, że przed tobą
Swą głowę wielkość dzisiaj chyli.
Nie pomyśl tylko, że z przymusu.
EWA
Uspokój się, o ukochany.
Cóż znaczy próżność chwały,
Co między nas się wślizga niby zimny wąż.
ADAM
A przecie tamten, on, zaprawdę, wielki jest.
EWA
Och, zostaw go! Gdy zagłuchł nędzy głos,
Co rozkosz niszczył nam,
Gdy na mym sercu spocząć masz,
Cóż jeszcze chcieć byś mógł?
ADAM
Niewiasto, wąski masz widnokrąg
I to pociąga dumnych mężczyzn.
Moc może tylko słabość kochać.
Tak właśnie kocha najgoręcej
Matka bezbronność swego dziecka.
EWA
Czy nuży ciebie, Faraonie,
Moje paplanie, takie głupie?
Wiem sama o tym, żem niemądra.
ADAM
I nie chciej zostać nadto mądrą.
Rozumu starczy mi za dwoje.
Nie składam siły i wielkości,
Na twoim sercu nie chcę szukać
Wiedzy, którą mam w książek zwojach.
Mów do mnie, pozwól głos swój słyszeć,
I czuć twojego serca bicie.
Cokolwiek mówisz, jest mi miłe.
Któż pyta, o czym śpiewa ptak?
Słuchamy tego w zachwyceniu.
Klejnoty weźmy albo kwiaty:
Niemądre są i bez pożytku.
Ale są piękne. Tak jak ty.
Do Lucyfera.
Lecz mimo szczęścia i uniesień
Pewne życzenie głupie męczy
I myśli nie chce się odczepić.
Niech ci się wyda głupie, zgoda,
Niemniej je spełnij, tak jak możesz.
Pragnąłbym śmiało rzucić okiem
Na tysiąclecia, które przyjdą.
Co w nich się stanie z moją sławą?
LUCYFER
Czyż nie odczuwasz w pocałunku
Owego najlżejszego tchu,
Który przelotnie pieści twarz?
Tyle pyłu, ile zwiać zdoła taki dech,
Pokryje ciało tuż po śmierci;
Po roku kurz grubości palca,
Po latach stu na grubość ręki,
A po tysiącu piramidę pokryje szary, lekki proch
I pył pochłonie twoje imię.
W dawnych twych sadach będzie wył
Szakal zgłodniały i bezdomny,
A koczowniczy, nędzny lud
Włóczyć się będzie po pustyni.
To, o czym mówi Lucyfer, staje sig widoczne.
Nie, nie kataklizm z drżeniem ziemi
Ani nie orkan rozpętany
Sprawią to dzikie spustoszenie.
Jedynie lekki, krótki wiew,
Co ledwie-ledwie ciebie pieści.
ADAM
Ten obraz jest przerażający!
LUCYFER kpiąco
O, nie miej lęku! Duch twój zginie,
Ciało zostanie jako mumia,
Dla ciekawości grup uczniackich
Na widok oczu wystawione.
O twarzy szarej i zetlałej,
O zniekształconych, obcych rysach,
Które nie zdradzą, kim był żywy:
Sługą czy wielkim panującym.
Kopie nogą mumie, których kilka w międzyczasie pojawiło się dokoła tronu; mumia z wolna stacza się ze stopni tronu.
ADAM zrywa się
Precz z tego miejsca! Precz we świat!
Upiory z piekieł, dalej stąd!
O pustko dążeń, nicość pychy!
Mam jeszcze w uszach dźwięk tych slów:
Miliony giną dla jednego.
A tym milionom
Ja właśnie dałem wielką możność.
Żyć w wolnym państwie to żyć wiecznie.
Choć jeden umrze, całość żyje.
A jedność zdąża ku wiełkości.
EWA
Precz stąd? I mnie, swą miłość, też porzucisz?
ADAM
Tak, ciebie, tron, porzucam wszystko.
Ku nowym celom, Lucyferze!
W tym błędnym kole jużem dość
Roztrwonił tak cennego czasu.
Dobywa miecza i chce iść.
EWA
Gdybyś miał wrócić zawiedziony,
Masz tu, w tym sercu pewną przystań.
ADAM
Tak, czuję to, znów spotkam ciebie,
Nową przez wielkie oczyszczenie,
Wtedy użyczysz mi swych ramion
Już nie na rozkaz, ale tak,
Jak równy równych obejmuje.
Odchodzi.
LUCYFER
Uważaj, choć zdobędziesz wiele,
Jakże zwodnicze będą cele!
Gdy poznasz to, płacz sam po stracie,
Ja się uśmieję! Chodź, kamracie!