BÁLINT BALASSI - POEZJE
- BALASSI BÁLINT VERSEI LENGYELÜL -

1-10 I 11-20 I 21-30 I 31-40 I 41-51 I 52-60 I 61-66
POSŁOWIE I SPIS RZECZY

<<< I >>>

   
<<<<<<

31

INVENTIO POËTICA - GRUES ALLOQUITUR
WOŁANIE DO ŻURAWI

- Mindennap jó reggel... -
Na tąż nutę

Codziennie o świcie w tej stronie lecicie
krzycząc, moje żurawie!
Gdy na was spozieram, serce bólem wzbiera
i łzy mi płyną prawie,
Bo ma śliczna miła myśl mą nawiedziła
i cierpienie mi sprawia.

I przyjrzeć się mogę, jak zmieniacie drogę
i lecicie w tę stronę,
Gdzie mieszka ma miła, co u siebie skryła
serce me rozpalone;
Czy pamięta o mnie? czy czasem przypomni
służby dla niej pełnione?

Jak pielgrzym zbłąkany śród krain nieznanych,
w pojedynkę wędruję,
Płaszcz odziewam ciemny, w sercu ból tajemny -
żałobę zachowuję;
Jak bez skrzydeł wzlecieć ku tej, której w świecie
najbardziej potrzebuję?

Ty masz skrzydła, lecisz, kołujesz i siedzisz
na ziemi, gdzieć zda się,
Chcesz pić - wodzisz okiem na źródła potokiem,
co czyste wody niesie,
Kraj mojej radości, jej rodzime włości
oglądasz w rajskiej krasie.

Lecz proszę cię, nie spiesz, może zabrać zechcesz
krótką wiadomość dla niej?
Pozwól mi jedynie na twą pierś me imię
krwie wypisać kroplami.
Gdy je ujrzy, pojmie, że stawam spokojnie
przed losu zrządzeniami.

Niechaj będzie zdrowa, niech ją Bóg zachowa
długie lata w radości,
Jak pole kwiatami, niech błyszczy dobrami
przy Boskiej łaskawości,
Niech jej ślad, gdzie chodzi, wiosną róże rodzi,
niech mnie wspomni w żałości.

Troską załamany, w świecie zabłąkany
przepiękny klucz żurawi
Widząc oddalony, jako leci w strony,
kędy Julija bawi,
Te słowa wołałem, do Juliji chciałem
z ptakami je odprawić.

Teresa Worowska

32

PIOSENKA UŁOŻONA Z PRZYMÓWKĄ DO PIOSENKI JAKABA
DOBÓ

- Bezzeg nagy bolondság ... -
Na nutę: Gdy się już wypogadza

Zaiste, wierutną niedorzeczność plecie,
Komu się Kupido widzi jako dziecię -
Zaśby dzieciom rządy dawano na świecie?

On ci to zhołdował królów i cesarzy,
Mędrce w swym ordynku wodzi i mocarzy,
Bo w kimże się płomię jego nie rozjarzy?

Między ślepe też go nie umieści strzelce
Kto grotu sprobował jadownego wielce,
Inszy by nie zdołał kłuć za sercem serce.

Po tym jako zdoła wrazić jad głęboko
W serce, choćby zdało się twardą opoką,
Znać, że nie jest ślepy, lecz bystre ma oko.

Ni w to, że na skrzydłach swych buja, nie wierzę,
Boć w sercu mym z dawna obrał sobie leże
I ogień w nim nieci jako na kwaterze.

Nagim być nie może ten co wszytkich grabi,
Ani nędzą, boć jest hojniejszy od hrabi,
Dobrem się otacza i zło go nie wabi.

Cóż to kryślisz? - wiedzieć Julija chce snadnie.
Konterfekt miłości, ma odpowiedź padnie.
Mnie to opisujesz! śmiejąca się zgadnie.

Strof kilkorgiem temu łeż zadaję śmiało,
Komu się mądrością niesłychaną zdało
Przebrać Kupidyna za dziecinę małą.

Jerzy Litwiniuk

33

ITEM INVENTIO POËTICA -
O WIECZNEJ I NIEZMIENNEJ
NATURZE JEGO MIŁOWANIA

- Idővel paloták .. -
Na nutę: Jeno smutek

Kruszy czas pałace, wieże i fortece,
takoż ludnych miast zbytek,
Z siły, możnowładztwa, skarbów i bogactwa
płony wyjdzie pożytek,
Więdną fijołki świeże, lilije i róże,
a za nimi kwiat wszytek.

Berła, gronostaje, lenna, przywileje
znikną z czasem wśród cieni,
Skała w proch się zmiele, gdy lat ujdzie wiele,
proch się w skałę odmieni,
Dobre imię, chwała, takoż wdzięk anioła
krócej trwa od kamieni.

Kraje postarzeją, wirzchy gór maleją,
morze w brzegach opadnie,
Mrok nastanie we dnie, jasne słonko zblednie -
znak, że koniec już snadnie,
Z czasem się zaciera w marmurze litera
i już człek jej nie zgadnie.

Zmięknie to co twarde, spokornieje harde,
dobroć złości pokona,
Każdej sprawie Boży palec kres położy,
boć jest na to stworzona,
Jeno miłość we mnie jak płomię piekielne
przetrwa nieugaszona.

Juliję niezmiennie a wraz i płomiennie
z tą samą wielbiąc siłą,
Jako Łazarz po niej jeno tknięcia dłoni
czekam, co by ulżyło,
I ku jej uwadze one strofy ładzę,
by mi się z nią darzyło.

Jerzy Litwiniuk

34

WIERSZ, W KTÓRYM PORÓWNUJE JULIJĘ DO MIŁOŚCI,
A ROZPOCZYNA
OD POCHWAŁY JULIJI

- Julia két szemem... -
Na nutę: Jeno smutek

Julija jest moje oczy, węglów dwoje,
miłość, co się nie zmienia,
Julija ma radość, a czasem znów żałość,
wesele i strapienia,
Julija, mój żywot, duszą mą prawdziwą,
wieczna serca władczynia.

Julija mówiła ze mną - zda się miłość
tu ze mną rozmawiała,
Miłość patrzy okiem Juliji, swym wzrokiem
rozum miesza bez mała,
Julija i we śnie wygląda tak właśnie,
jakby to miłość spała,

Na duszę w udręce i zbolałe serce
ona lekiem życzonym,
Oczu mych promieniem i gałązki cieniem,
gwiazdą pod nieboskłonem,
Bez niej zasię próżne dla mnie świata różne
przysmaki przyprawione.

Gdy śmieje się, siada, stoi, list układa,
samą miłością zda się,
Gdy płacze, tańcuje, śpiewa, spaceruje -
miłość czyni tak właśnie;
Ona z Kupidynem, Wenusowym synem
żyje wielce przyjaźnie.

Gładziuchne jej liczko zda się być różyczką
świeżą w Rajskim Ogrodzie,
W sukni barwy ciała postać jej wspaniała
Wenus na myśl przywodzi,
A śród pereł lśniące włosy jej, to słońce,
co blask wkoło rozwodzi.

Jak ciosana łódka, co sunie szybciutko,
gdy ją Dunaj pochwyci,
Tak Julija wodzi taniec, jak po lodzie
gładkim, z prostą kibicią
I gdzie tańcząc kroczy, wszytkie na nią oczy
spoglądają w zachwycie.

Gdy mnie wkrąg obejdzie, lub w tańcu się zejdziem,
sukni mnie muska krajem,
Jużem usidlony, cały rozpalony,
miłość we mnie powstaje,
Lecz z bólem spozieram na świetne maniery
i dworne jej obyczaje.

Naówczas, tak czuję, los mi się gotuje,
jaki spisali mędrce,
Że potępionemu, w piekło strąconemu
sępy kąsają serce,
Lecz każda w nim rana zabliźnia się sama,
próżno ją szarpią wielce.

Julija wesoła i serce me zgoła
podobnie, zda się, rośnie,
Lecz gdy mi niechętna, to niczym dziób sępa
kąsa mnie bezlitośnie
I los mój, jak tego los potępionego,
gorzkim czyni nieznośnie.

W każdej ona sprawie miłością jest prawie,
przedsię serca inszego:
Miłość jest łaskawa, Julija odmawia
łask, gnębi mnie, biednego,
Miłość jest słodyczą, Julija goryczą
jadu śmierć niosącego.

Teresa Worowska

35

WIERSZ, W KTÓRYM JUŻ JENO O TO BŁAGA, WIDZĄC, ŻE NIE OTRZYMA OD JULIJI ŻADNEJ ODPOWIEDZI, BY CHOĆ NIE ZAPOMNIAŁA O NIM
- Kegyes vidám szemű, piros rózsa színű.. -
Na tąż, co poprzednia, nutę

Słodka białagłowo z twarzyczką różową
i okiem roześmianym,
Ja miłość wytrwałą i nadzieję całą
w tobie łożę, stroskany,
Lecz cóż to za sroga kara, żem nieboga
już od cię zapomniany?

Uda-ż się rycerzom, gdy się w walce mierzą
krwi uniknąć rozlewu?
Jak ma zakochany od miłej przegnany
żyć śród pląsów i śpiewu?
Wspomnij na mnie, przebóg, i duszy swej nie gub,
bój się Boskiego gniewu!

Łagodnym żurawiem zda mi się być prawie
twe łaskawe oblicze,
Koralem usteczka, świeżą różą liczka,
miodem słów twych słodycze,
Więc się ku mnie pospiesz, bym krzyknął radośnie:
sam mi cię Bóg użycza!

Miasta ogrodzone i pola zielone
wszytkie lochem bez ciebie,
Przedsię mi umykasz, jak kaczuszka dzika
sokołowi po niebie,
Ale już mnie wspomnij i posłańca nie ślij,
lecz przyjdź sama w potrzebie!

Głośny słowik śpiewa śród gałęzi drzewa
w ogrodzie ukwieconym,
I ja, com ci jeńcem, znów ci wiersz poświęcam
o mym sercu szalonym;
Wyjaw mą przewinę, niełaski przyczynę,
zlituj się nad zgubionym!

Przecz mnie zapomniałaś, przecz z serca przegnałaś
nieszczęsnego sierotę?
Już chyba przepadnę bez nadziei żadnej,
skróćże moją tęsknotę
I już nie karz dłużej, moja biała różo,
daj się widzieć z powrotem.

Nie mam ja śmiałości wyznać tej miłości,
co mnie spala tajemnie,
Bo jeśli co powiem, inni się jej ogniem
mogą zająć ode mnie,
Przedsię gdy ją skrywam, sam się siły zbywam,
bo płomień gorze we mnie.

Niedawnom przełożył dla Juliji hożej
tureckie piękne pieśni,
Lecz nie co do słowa, bom je też próbował
upiększyć jednocześnie,
Teraz je poświęcam pani mego serca,
którąm stracił niewcześnie.

Teresa Worowska

36

PONIEWAŻ PRÓŻNO STARAŁ SIĘ WSZELKIMI SPOSOBY ROZPALIĆ W JULIJI MIŁOŚĆ, PRÓBUJE OGNISTYM BŁAGANIEM SKŁONIĆ JĄ DO KOCHANIA, PRZYWOŁUJĄC ROZLICZNE PRZYKŁADY DLA PRZEKONANIA JEJ
- Én édes szerelmem.. -
Na tąż, co poprzednia, nutę

Słodkie me kochanie, duszy miłowanie,
przecz mi żyć na tej ziemie,
Gdy ucha nie skłaniasz na moje błagania
i widno cię daremnie
Oblegam prośbami, pięknymi listami,
bo milczysz niewzruszenie.

Bole duszy smutnej, cierpienia okrutne
ty moje dobrze widzisz,
Jeno ich nie czujesz, a owszem, smakujesz
i w myślach ze mnie szydzisz
Mówiąc: "Niech go strawi żałość, mnie to bawi"
jeno mi zgryzot życzysz.

Czyli ci z pożytkiem płacze moje wszytkie,
że mnie trzymasz w rozpaczy?
Czemu w słodkich słowach jad ukryty chowasz,
zatrutym miodem raczysz?
To się ku mnie skłaniasz, to znów precz odganiasz,
na mój smutek nie baczysz.

Układane chowem dzikie myszołowy
i sokoły swobodne
Strawą i okrzykiem uczone - ptasznikom
siędą na dłoń łagodnie,
Skały niebezpieczne pod żarem słonecznym
zwietrzeją niezawodnie.

Nieprzestawnym ogniem dobry kowal pognie
twarde żelazne zbroje,
Nawet mocny diament zlany krwi kroplami
stal strzymawszy - stopnieje,
A marmur czerwony deszczami moczony
w końcu od nich skruszeje.

Lecz ja po próżnice moją sokolicę
słodką wołam na rękę,
Już ona od mego ognia miłosnego
jak żelazo nie zmięknie,
Ani jak zlewany deszczem łez mych kamień
marmurowy nie pęknie.

Służyłbym ci z chęcią, błyszczący diamencie,
nawet krwie mej kroplami,
Gdybyś poznać dała, żeś się zlitowała
nad mymi błaganiami,
Wszelako daremne listy me płomienne,
skargi i żale na nic.

Niech cię wreszcie wzruszy męka mojej duszy,
przez Boga jedynego,
Byś, żeś tak zuchwała, kary nie doznała,
nieszczęścia jakowego.
Albo wspomóc zechciej, albo uśmierć wreszcie,
lecz nie dręcz nieszczęsnego!

Bóg ci dał w nagrodę niebiańską urodę,
życia mego władczynia,
Czemu więc, gdy zgoła wygląd masz anioła,
męki jeno przyczyniasz?
Czyń, jak duchy z nieba, słudze swemu przebacz,
skróć już moje cierpienia!

W jak ślicznym, mój Boże, okrucieństwo może
gniazdku naleźć mieszkanie!
Już mi nie odmawiaj i bądź tak łaskawa,
jak łaskawi niebianie,
A nie śmiej znieważyć swej anielskiej twarzy,
skazać mnie na wygnanie!

Lica twego chwała myśli me zagrzała,
by złożyć wiersz ci nowy,
Piękno niepojęte miłosnym zamętem
znowu chwyta w okowy
Me serce płonące, z płaczem śpiewające
miłość smutnymi słowy.

Teresa Worowska

37

WIDZĄC, ŻE NI WYMOWĄ, NI ARGUMENTAMI NIE MOŻNA WZBUDZIĆ W JULIJI MIŁOŚCI, NAPEŁNIA SWĄ SKARGĄ NIEBIOSA, ZIEMIĘ I MORZA, ZAPRZYSIĘGAJĄC ROZSIERDZONY, ŻE JUŻ NIGDY WIĘCEJ WIERSZA DLA JULIJI ŚPIEWAĆ NIE BĘDZIE
- Ó nagy kerek kék ég -

Wielki nieboskłonie, co gwiazdami płoniesz,
krągłe, jasne przestworza,
Zielenią spowita, kwiatami okryta
ziemio wonna od zboża,
Cuda skrywająca, galery nosząca
wielka laguno morza!

Czemuż mi przez góry, doliny ponure
śród cierpienia wędrować,
Między śnieżne szczyty kryć się, jak ryś dziki,
błąkać się po pustkowiach,
Przez cierniste krzewy iść w śnieg i w ulewę
i do śmierci biedować?

Po cóż mi tu siedzieć w jaskini niedźwiedziej,
w dzikich zwierząt mieszkaniach?
W tej głuszy bezludnej jakiej czekam złudnej
nagrody, zmiłowania,
Jeśli wszędzie czuję, jak bólem przejmuje
płomień mego kochania.

Częstym polowaniem, ptaszków uławianiem
jam się po to zajmował,
By ugasić miłość, co mnie rozpaliła
i w sercu mym się chowa,
Lecz próżne starania, daremnie się wzbraniam -
goreję w jej okowach.

Bo w każdym mym czynie, miejscu i godzinie
wszytko na myśl przywodzi
Mej Juliji piękną twarz, jej mowę wdzięczną,
która mi serce słodzi,
Gdzie wzrok mój spoczywa, Julija jak żywa
wszędy przede mną chodzi.

Wszak Kupido wyrył jej konterfekt miły
pośrodku serca mego
Rysą diamentową, ręką swą różową,
przeto nie wiem, dlaczego
Juliji mi wzbrania widzieć, precz odgania
i dręczy mnie, biednego.

Mnie zaś inna pani kocha, choć ja za nic
mam jej wierność i miłość,
Bo Bóg w swej mądrości z wszystkich ziemskich włości
Juliję mą jedyną
Odział w całe piękno, by od niej śród dziewcząt
powabniejszej nie było.

Miłości zdradliwa, zguby mojej chciwa,
fałsz twój nie zna granicy!
Przecz tej nie zhołdujesz, która mnie miłuje?
Przecz mimo wszytkich życzeń
Każesz niedostępną Juliję mą piękną
miłować po próżnicy?

Ale prawu twemu wielce ciążącemu
opierać się daremnie,
Juliji ja służę przez cię za podnóżek,
niewolnika ma we mnie,
Jakiż cud, żem rady, gdy jej na mnie spada
okrucieństwo codziennie.

Jako nocny motyl świecy płomień złoty
okrąża z własnej woli,
Choć żar go osmali, poparzy lub spali,
on nie dba własnych boli,
Tak w oczu iskierce Juliji me serce
rade grzać się do woli.

Choć jej srogie słowa, wielkich oczu mowa,
co płoną rozgniewaniem
Tak mnie zasmucają, piękniejsze się zdają
od innych dam i panien,
Lecz mi kochać trudno Julię mą cudną,
bo myśli, żem wygnaniec.

Cokolwiek się stanie, niechaj me kochanie
już Juliji nie goni,
Niech jeno pozwoli w nagrodę mych boli,
by portret jej rzeźbiony
W sercu mym schowany, tu w strofy odziany
w wierszu był utrwalony.

Zmarznięty, strudzony, z sercem rozpalonym,
co dla Juliji płonie,
Gdym z gór Siedmiogrodu śród trudów i chłodu
rącze prowadził konie
Tą wspomniałem strofą Juliję, by odtąd
więcej nie pisać o niej.

Teresa Worowska
Tu następuje koniec pieśni złożonych o Juliji

38

IN LAUDEM CONFINIORUM - PIEŚŃ ŻOŁNIERSKA NA CHWAŁĘ RYCERZY KRESOWYCH
- Vitézek, mi lehet ez széles föld felett.. -
Na nutę: Jeno smutek

Cóż piękniejszego, rycerze, na ziemi tej, mówcie szczerze,
niżeli służba kresowa?
Tam na kresach w ciepłą wiosnę śpiewają ptaki radosne,
a z nimi ciżba wioskowa.
Pole tam cudną ma woń, niebo srebrzy rosą błoń -
i wszytko czarem się wnowa.

A gdy bojowy brzmi róg, że oto zbliża się wróg:
duch się w rycerzach wnet pali.
Lecz nawet bez rogu wrzawy, dla rozkoszy, dla zabawy
rycerz sam do boju wali!
Łamią wroga nasze miecze, choć nieraz i krew nam ciecze
z ran - od twardej wroga stali.

Drżą chorągwiane szkarłaty, dzwonią kopije, bułaty:
serce uderza w junakach.
Szereg za szeregiem płynie, hen po dalekiej równinie
pędzą na dzielnych rumakach.
W deliach, na lamparcich siodłach, w lśniących hełmach, barwnych godłach,
z pióropuszem na szyszakach.

Saraceńskie dzielne konie skaczą pod nimi przez błonie,
skoro dźwięk trąby zazgrzyta.
Jeden rycerz trwa na straży - drugi z konia zszedł - i marzy
we śnie - ległszy, aż zaświta.
Tam gdzie z losu bitwy mrok każe mu zatrzymać krok: -
wszyscy walczyli do syta!

Ci zaś dla sławy, honoru - rzucą wszytkie blaski dworu,
zaniechają wszytkich rzeczy.
Przykładem są dla ludzkości, prawdziwy wzór rycerskości
dają wszystkim: któż zaprzeczy,
Gdy - niby lotne sokoły - mkną przez bojowe rozdoły
w grzmocie surm i szczęku mieczy?

Gdy ujrzą nieprzyjaciela, krzykiem pierś ich w niebo strzela -
włóczni wzniesieniem się cieszą,
A im trudniejsza jest sprawa, tym milsza dla nich zabawa -
że i niewezwani spieszą.
Strumień krwi nieraz się toczy, gdy tak walczą oczy w oczy
z wrogów zaciekłych złą rzeszą.

Szerokich stepów przestwory i ciemne zielone bory -
to ich wędrowne namioty.
Popasy na obcych drogach, ogniska w krwawych rozłogach:
to junakom szkoła cnoty.
W czasie bitwy ostre głody, znużenie, skwary, brak wody:
to ich zabawy, pustoty.

Szable ich ostre i dzielne lśnią jak pochodnie weselne,
gdy ścinają wraży łeb,
A gdzie się toczył na łanach bój - tam dziś we krwi i w ranach -
w cmentarz zamienił się step.
Trupom wicher śpiewa szumny, sępów jelita - to trumny
zmarłych, bo ptakom to lep.

Kresów obrońcy szlachetni, młodzi wojownicy świetni,
o wici ty chwały godna!
Wszytkim wam śród ludzkich gminów cześć za męstwo waszych czynów -
cześć zakwitnie niezawodna.
Niech na bitew waszych pola złota spływa dla was dola,
którą dłoń Boga śle płodna.

Antoni Lange

39

PIEŚŃ DLA PIELGRZYMÓW LUB ZBŁĄKANYCH
- Pusztában zsidókat... -
Na nutę: Wszytkie stworzenie chwali Ciebie, Panie

Boże, coś prowadził Żydów po pustyni,
Jako słup ognisty kroczyłeś przed nimi,
Kiedy szli szukając Obiecanej Ziemi,
Przewodnikiem byłeś im w każdej godzinie;

Tyś gwiazdę Trzem Królom na niebie postawił,
Do Tobiasza swegoś anioła odprawił,
Tyś z pęt Herodowych Maryję wybawił
I wszytkich pielgrzymów wodzem się objawił;

Błagam, byś i moim wodzem został, Panie,
Gdy mnie wstyd i smutek pędzą na wygnanie,
Przeto nie przeznaczaj krwie mej na przelanie,
Niech mnie nie przynęci szatańskie wołanie.

Umysł mój napełnij swej mądrości darem,
W sercu mym umocnij odwagę i wiarę,
Skruchę daj mej głowie, przygiętej ciężarem
Tułaczki, a duszy - modlitwy ofiarę.

Niech na każdym kroku spoglądam ku Tobie,
Niech się do Cię zwracam w zdrowiu i w chorobie,
Przyjmując w pokorze razy losu srogie
Niech Cię nie zapomnę w żadnej życia dobie.

Żebym, gdy już skończę wędrówkę tułaczą,
Strony me ojczyste rad znowu obaczył,
W dobrym widząc zdrowiu kompanię junaczą,
Druhów, co mnie teraz żegnający płaczą.

Zechciej też zapomnieć niewdzięczność tej paniej,
Która jeńca swego zsyła na wygnanie,
Niech się ona świata uciechom nie wzbrania,
Jeno we mnie zagaś to wielkie kochanie.

Gdy z ojczyzny mojej uchodzić musiałem
Trzeciego tygodnia przed świętym Michałem,
W tysiąc sześćset roków Chrystusowej chwały
Bez lat jedenastu - pieśń tę napisałem.

Teresa Worowska


40

VALEDICIT PATRIAE, AMICIS IISQUE OMNIBUS QUAE HABUIT CARISSIMA - POŻEGNANIE OJCZYZNY
- Ó én édes hazám ... -

Kraju węgierski, mężnych przybytku znany,
Ty, który dzierżysz pawęż przed chrześcijany,
I brzeszczot ostry, juchą Turka zbryzgany,
Żegnaj, o, szkoło dzielnych, domie kochany!

Ty, załogo Egeru, sławna z zacności,
Cnoty rycerskiej wzorze i waleczności,
Męstwem równa herosom starożytności,
Żegnaj, ozdobo kresów ojczystych włości!

I wy, rarogoskrzydłe rącze rumaki,
Co śmigacie po polach jak lotne ptaki,
Gdy was junak dosiędzie nie lada jaki -
W dobrym ostańcie zdrowiu, żartkie kłusaki!

Ty, chlubo niedaremna bitnej młodzieży,
Broni stara a zacna, rynsztunku świeży,
Co pięknie śklnisz w ordynku, zbawiasz w obierzy,
Miej odpocznienie, coć się słusznie należy.

Ty, młodzi, coś mi winna zaszczyt, znaczenie,
Którąm w żołnierce kształcił niestrudzenie,
Pomnij, by zawdy dobre, nie złe wspomnienie
Imię moje budziło, miejże je w cenie!

Równiny płaskie, pola, szumne dąbrowy,
Góry skaliste, bory, leśne parowy,
Kędy bitwy, potyczki, kędy i łowy
Bywały - kraju miły, bywaj mi zdrowy!

Prawy mój bracie, wierna druhów drużyno!
Nie tajne wam, co moich nieszczęść przyczyną.
Gdy wspomnę was, z ócz ślozy potokiem płyną.
Ostańcie z Bogiem, niech was troski ominą.

I wy, młódki nadobne, wy płoche panie -
Przy was i anioł szpetny przez porównanie -
Coście mi raz śmierć niosły, raz - zmartwychwstanie,
Żegnajcie, serce moje z wami zostanie!

Nawet i ty, mój wrogu, nawet ty, miła,
Coś niewdzięcznością czarną mi odpłaciła,
Ty, okrutna, coś zasług mych -----------
-------------------------------------------------

Wy zaś, rymy, których-em płodził tak wiele,
Zgryzot i trosk mych jeno przysporzyciele,
Kończcie żywot przebrzydły w ogniu, w popiele,
Boście nie warte więcej, wyznam to śmiele.

Witold Dąbrowski

1-10 I 11-20 I 21-30 I 31-40 I 41-51 I 52-60 I 61-66
POSŁOWIE I SPIS RZECZY